Roger dziś przyszedł, zjadł
rogalika i popił kawy z kwiecistego kubka.
A ja jestem do bani. Nie mam siły
ćwiczyć. Boli mnie głowa, jestem przemęczona, a jak już gram to gram impresje
jesienne w A minor mojego własnego autorstwa, bo sobie wmawiam, że mi to wpłynie
dodatnio na granie skal, że po tych zabiegach będę je miała nawet w
rogowaciejącym naskórku i w wydychanym powietrzu.
Prawda jest taka, że jestem do
dupy. A Roger mnie chwali, wyszukuje w tej dodupowatości ziaren geniuszu i
talentu. A ja nie jestem dzieckiem z ciepłego chowu. Mnie trzega karcić i ganić
a nie nagradzać za coś czego we mnie nie ma. Czemu tego nie ma, to są wymówki.
To się nie liczy i koniec. Rzuć mi nutami, walnij w stół, no kurcze blade a nie
tak, że w dźwiękach byłam, że w czas i do rytmu. Sama mam uszy i słyszę.
To jest problem współczesnego
świata, każdy chce być kurwa artystą i żeby go chwalić pod niebiosa i opiewać.
I dlatego ja kupiłam ostatnio przegównianą książkę za 22,50 bo komuś się
wydawało, że pisać każdy może. Ale nie!
I już naprawdę trochę szacunku
dla odbiorcy, bo ja jak podpinam się pod czaderskie efekty i gram rockowo (kto
wynalazł gitarowe milion efektów, które mozna podpiąć pod kontrabas był
geniuszem) i gram rockowo Taniec Łabędzi to zamykam drzwi do ogrodu i nie
karmię swym wątpliwym artyzmem moich sąsiadów. Nie sączę im do sobotniej kawki
dystorsji z głośników.
Dobra, trzeba mieć coś na kształt
talentu, ale są szkoły, takie jak Suzuki, które tworzą talent. Efekt końcowy to
są wysiedziane dupogodziny i odciski na palnach. To jest pink, pink, pink, pink
z metronomu, które doprowadza do białej gorączki.
I tak jest ze wszystkim co ma
mieć wartość. To ma być proces, suszenia, hartowania, obróbki skrawaniem i
piaskowania. To ma trwać. To ma być praca i wysiłek. Jestem w stanie napisać
wiersz, książkę, zaśpiewać piosenkę, upiec tort, złowić rybę, przejść trasę
maratonu. Mogę to wszystko zrobić. Ale nie jestem w tym dobra, bo nigdy tym nie
oddychałam i nie żyłam. Nie poświęciłam niczego, żeby zrobić którąś z tych
rzeczy.
A dla kontrabasu ciągle mi się
chce, chociaż wiem, że jestem do dupy, w martwym punkcie gdzie brakuje mi
bodźców. I tak bym chciała, żeby ktoś mnie popchnął, żebym spięła wszystkie
mięśnie, wszystkie szane komórki i przeszła tą bezproduktywną przestrzeń. Mnie
nie trzeba chwalić, mnie trzeba motywować. Groźbą, nożem, przekleństwem.
Na koniec muzyka, bardzo
niepoprawna. Dzieci niech nie słuchajo.