Saturday 8 August 2015

Roger dziś przyszedł, zjadł rogalika i popił kawy z kwiecistego kubka.

A ja jestem do bani. Nie mam siły ćwiczyć. Boli mnie głowa, jestem przemęczona, a jak już gram to gram impresje jesienne w A minor mojego własnego autorstwa, bo sobie wmawiam, że mi to wpłynie dodatnio na granie skal, że po tych zabiegach będę je miała nawet w rogowaciejącym naskórku i w wydychanym powietrzu.

Prawda jest taka, że jestem do dupy. A Roger mnie chwali, wyszukuje w tej dodupowatości ziaren geniuszu i talentu. A ja nie jestem dzieckiem z ciepłego chowu. Mnie trzega karcić i ganić a nie nagradzać za coś czego we mnie nie ma. Czemu tego nie ma, to są wymówki. To się nie liczy i koniec. Rzuć mi nutami, walnij w stół, no kurcze blade a nie tak, że w dźwiękach byłam, że w czas i do rytmu. Sama mam uszy i słyszę.
To jest problem współczesnego świata, każdy chce być kurwa artystą i żeby go chwalić pod niebiosa i opiewać. I dlatego ja kupiłam ostatnio przegównianą książkę za 22,50 bo komuś się wydawało, że pisać każdy może. Ale nie!

I już naprawdę trochę szacunku dla odbiorcy, bo ja jak podpinam się pod czaderskie efekty i gram rockowo (kto wynalazł gitarowe milion efektów, które mozna podpiąć pod kontrabas był geniuszem) i gram rockowo Taniec Łabędzi to zamykam drzwi do ogrodu i nie karmię swym wątpliwym artyzmem moich sąsiadów. Nie sączę im do sobotniej kawki dystorsji z głośników.
Dobra, trzeba mieć coś na kształt talentu, ale są szkoły, takie jak Suzuki, które tworzą talent. Efekt końcowy to są wysiedziane dupogodziny i odciski na palnach. To jest pink, pink, pink, pink z metronomu, które doprowadza do białej gorączki.
I tak jest ze wszystkim co ma mieć wartość. To ma być proces, suszenia, hartowania, obróbki skrawaniem i piaskowania. To ma trwać. To ma być praca i wysiłek. Jestem w stanie napisać wiersz, książkę, zaśpiewać piosenkę, upiec tort, złowić rybę, przejść trasę maratonu. Mogę to wszystko zrobić. Ale nie jestem w tym dobra, bo nigdy tym nie oddychałam i nie żyłam. Nie poświęciłam niczego, żeby zrobić którąś z tych rzeczy.
A dla kontrabasu ciągle mi się chce, chociaż wiem, że jestem do dupy, w martwym punkcie gdzie brakuje mi bodźców. I tak bym chciała, żeby ktoś mnie popchnął, żebym spięła wszystkie mięśnie, wszystkie szane komórki i przeszła tą bezproduktywną przestrzeń. Mnie nie trzeba chwalić, mnie trzeba motywować. Groźbą, nożem, przekleństwem.

Na koniec muzyka, bardzo niepoprawna. Dzieci niech nie słuchajo.