Jestem ponura jak
gradowa chmura. Ale nie dzisiaj. Jechałam do pracy, do której spóźniłam się
trzy godziny, a twarz mi rozciągał uśmiech od ucha do ucha.
Już wszystko
wyjaśniam. Zamieniajcie się w słuch.
Kontrabas mój nie
domagał. Okazało się, że dusza z niego wyrosła. Że dusza w nim już nie tkwi
tylko przesuwa się nieco na zachód, czy tam wschód. Dla niewtajemniczonych,
dusza to kawałek drewnianego kołka, który tkwi między przodem i tyłem
kontrabasu pod strunami D i G (mniej więcej). Zadzwoniłam do polecanego lutnika
Clivea i umówiliśmy się na dzisiaj. Pojechałam, trochę z własną duszą na ramieniu.
Pojechałam, zaparkowałam, wysiadłam i wstąpiłam w inny wymiar. Przysięgam, że w
pracowni lutniczej czas się zatrzymał. Przez dwie godziny gadaliśmy tylko o
kontrabasach. Co będziemy robić, duszę nową w kontrabas wkładać (nie uważacie,
że to bardzo magiczne tchnąć w coś nową duszę?), most będziemy piłować i to już
zupełnie fanaberie moje, ale zakochałam się w czarnym włosiu do smyczka i będę
zmieniać, bo na miłość nie ma lekarstwa. Gadaliśmy i gadaliśmy, na stołach i
półkach leżały skrzypce i wiolączele. Smyczki warte więcej niż moje wszystkie
organy sprzedane na czarnym rynku, razem wzięte. Wielkie, okratowane, brudne
okna. Piszę o tych oknach, bo wszystko tak było jak z obrazka, chociaż nikt
tego designu nie zaprojektował. I stała tam harfa, gdyby nie wielki napis, nie
dotykać to bym ją tak...
A później Clive
zaczął wypełniać papiery, pismem tak starannym i tak dokładnie jakby czas
przestał uciekać przez palce, jakby przestała się liczyć każda seksunda, którą
trzeba wyrwać z paszczy codziennego umierania.
A jeszcze później
powiedział i to językiem, który tylko człowiek zakochany potrafi zrozumieć
- To jest on, czy
ona?
- On.
- A jak ma na
imię?
- Howard.
A po kilku godzinach,
kiedy stałam nad wielkim piekarnikiem w pracy, z którego wyciągałam wysuszone
próbki, zadzwonił mój telefon. Howard może wracać do domu. Mam nadzieję, że go
polubisz.
Wpadam do domu, w
korytarzu gubię buty. Taki inny jesteś jakiś. Obniżone struny, ta G to już w
ogóle kosmos. Moje mięśnie nie znają jeszcze twoich nowych sekretów. Ale
brzmisz jak jeszcze nigdy nie brzmiałeś. Sączysz się przez uchylone okna, do
domów sąsiadów. Gramy Dziadka do Orzechów Czajkowskiego. Wszystko w nas się
śmieje. Gwiazdka przyszła wcześniej w tym roku.