Sunday 25 October 2015

Ciągle jeszcze płynę!

Trochę wygląda to tak jakbym umarła w przestrzeni internetowej. Jakby moja pasja zdechła razem z tym blogiem.

A wcale nie. Nic nie zdechło ani nie odeszło w zapomnienie. Po pierwsze nie mogłam znieść tego mojego własnego plumkania kawałka Little Blue za każdym razem kiedy wchodziłam na blog. Teraz powinna być cisza. Cisza jest świetna, pełna możliwości, może w niej powstać absolutnie wszystko.
Kontrabas ma się wyjątkowo dobrze, nadal jest użytkowany, może nie tak intensywnie jak bym chciała, bo wychodzi ze mnie niesamowite lenistwo na jesień, ale nadal kilka razy w tygodniu sadzam mój tyłek na stołeczku i gram. Jak już zacznę, to tylko alarm w telefonie mnie odrywa, że oto upiekł się chleb i trzeba zakończyć, i iść.

Od dłuższego czasu chciałam nowy smyczek, tak jakoś niepostrzeżenie udało mi się zaoszczędzić odpowiednią kwotę i stałam się bardzo szczęśliwą posiadaczką nowego, fernambukowego, w stylu niemieckim smyczka z pracowni Emanuela Wilfera. Sygnowany z trzema gwiazdkami, przyjechał rozpakowałam i tak miło ułożył się w mojej dłoni jakby przynależał tam od zawsze. Nie przybyło mi nagle talentu, ale dźwięk jest znacznie słodszy teraz i co najważniejsze jest. Nie muszę przesadnie skupiać się na tym co też wyprawiam z prawą ręką. Dźwięk po prostu jest. Lubię, trochę obchodzę się jak z jajkiem (bo tyle pieniędzy, tyle pieniędzy!), ale ogólnie ogromna przyjemność.

Planowałam podejść do egzaminu na trzeci poziom pod koniec listopada, ale na samą myśl o tym robiło mi się raz zimno a raz gorąco. I zdecydowałam się na marzec, bardziej na luzie, nikt mnie nie goni przecież, nie rzuciałam jeszcze pracy i nie przygotowuję się do przesłuchań orkiestrowych. Dlatego nie chcę stresu teraz. Chcę mniej stresu i lepiej się przygotować na wiosnę.

Także jestem, zdaję relację, ciągle płynę, żaden tam trafiony zatopiony.