Saturday 25 April 2015

Rozdział 4. Howard

Dziewiątego grudnia ubiegłego roku, wracałam z pracy przekraczając prędkość okrutnie, wyprzedzając pozostałe pojazdy bezwstydnie, bo wiedziałam, że już jest. Czeka na mnie, aż go wypakuję z ogromnego pudła. Mój kontrabas. Howard.

Kilka tygodni wcześniej, wykorzystując fakt obecności gitary basowej w domu, zaczęłam odkrywać jak to jest zagrać Stand by me, nie mając żadnego pojęcia o muzyce, ale mając szeroki dostęp do filmików instruktażowych z YT.  Gitara basowa nie jest dla mnie. Ta domowa, wyjątkowo nieporęczny model, nigdy mnie nie zachwyciła. W odróżnieniu od Howarda. Nie miałam pojęcia jak przełożyć to czego się nauczyłam na basówce na kontrabas, brak progów, różnice odległości między dźwiękami. Podczas tego pierwszego spotkania pomyślałam sobie, że kontrabas nie jest prosty w obsłudze, ale jakby z piętnaście razy lepszy.

Howard jest jednym z europejskich modeli Thomanna. Z solidnego drewna, z płaskim tyłem i hebanową podstrunicą. Z tego do udało mi się wyszperać na forach model 33  jest produkowany w Rumunii, przez rumuńską firmę Hora.
Uważam, że na tym etapie, na którym teraz jestem nie mogłam lepiej trafić. Mój nauczyciel Roger, podziela moje uczucia w takim stopniu, że postanowił kupić sobie dokładnie taki sam. Też w kolorze blond. Chociaż ma już dwa kontrabasy i cały dom innych instrumentów. Ale na miłość nie ma lekarstwa, a Roger zakochał się w dolnym E.
Teraz noszę się z zamiarem kupienia porządnych, nowych strun, choć tak naprawdę, jeszcze nie wiem czego szukam i muszę spędzić jakiś czas na czytaniu, co będzie dobre dla kogoś kto używa smyczka i pizzicato w takim samym stopniu.
A później, ale to już osobna historiia, postanowiłam zdobyć smyczek zrobiony z włosia jednorożca. Bo muzyka, to magia, tak czy nie?



Wednesday 22 April 2015

Rozdział 3. Rosin

Wczorajszy koncert okazał się przerażającą klapą. A zapowiadało się tak dobrze, prześliczny kontrabas na scenie, perkusja, dwa saksofony. Tymczasem jako support dostaliśmy facecika, który przytargał na scenę swojego laptopa i dziwaczne urządzenie, które aktywowane światełkami od roweru, wysyłało sygnał do laptopa, który to laptop odtwarzał dziwaczną mieszankę sampli. Strasznie głośno i okropnie bez sensu. Trwało to zdecydowanie za długo, bo jakieś 40 minut. 
W błoto. 
Po tym bolesnym przeżyciu okazało się, że najnowszy album Polar Bear został nagrany z tym właśnie facetem od sampli i zamiast cudnej perkusji dostałam łomoczący bit z komputera, kontrabasista zagrał jakiś temat i tak sobie stał, saksofonista dmuchnął raz w saksofon i podparł ścianę. Po dwudziestuu minutach nie wytrzymałam, tupnęłam nogą, że albo ten cholerny laptop albo ja i podreptałam na bardzo obrażonych nóżkach w kierunku wyjścia.

Przegrałam dziś swoje utwory na egzamin i mnie nie zachwyciły. Nie potrafię czytać nut, liczyć i zwracać uwagi na dynamikę utworu. Zwykle udaje mi się połączyć dwa elementy, losowo. Wiem, że to przyjdzie z czasem i z godzinami praktyki. Na dobitkę mojego nadszarpniętego wczoraj poczucia estetyki, namiętnie nie trafiałam dziś w dźwięki. A na smyczek nałożyłam Pops’a, którego nie lubię/ nie potrafię docenić właściwości.

Najbardziej, chwilowo, wielbię Thomastik Medium, dobrze brzmi, ładnie i równo rozkłada się na smyczku i pachnie lasem bardziej niż inne (nie wiem dlaczego ma to dla mnie znaczenie). Z kalafonią jest w ogóle śmieszna/głupia sprawa. Nieustannie dokupuję nowe. Z taką prędkością, że nawet nie mam okazji ich wypróbować.   


Sunday 19 April 2015

Rozdział 2. Kryzys twórczy

Mój nauczyciel Roger, w ramach przygotowań do egzaminu ABRSMa, przyniósł na lekcje swojego laptopa, sprawnie kliknął na ikonkę i powiedział: a teraz musisz zaśpiewać to co usłyszysz. No chyba kpisz. Ja nie śpiewam, chyba że w zaciszu własnego samochodu, przy zamkniętych oknach, chyba że akurat pralka automatyczna wchodzi w fazę wirowania, chyba, że burza z piorunami i koniec świata. W normalnych okolicznościach nigdy i nigdy przy świadkach. A poza tym, jak będę chciała śpiewać, to się zapiszę do klasy śpiewu. Roger popatrzył na mnie jakbym odmłodniała nagle, o lat co najmniej dwadzieścia, popatrzył na mnie jak na siedmiolatkę z warkoczykami, co sobie ostrzegająco tupie nóżką.  Popatrzył na mnie wzrokiem: no jak sobie chcesz i pozwolił zagrać to co usłyszę. Wypadło to słabo.
Będę musiała się przełamać. Wziąć siebie sposobem, podstępem lub, o to podoba mi się najbardziej: przekupstwem!

Dziś po odegraniu tego co powinno zostać odegrane, oddaje się przyjemności grania swingu. Nieudolnie, bo zaczęłam jakieś 7 godzin temu z książki Tony’ego Osbourne Junior Jazz Book 1, ale za to bardzo ekscytująco. Ksiażka Osborne’a jest absolunie najlepsza w mojej kolekcji. Jeszcze nie całkiem mój poziom, ale za to jaka przyjemność kiedy coś się udaje.

Takie ma właśnie być moje granie, ma mnie nieprzytomnie kręcić. Pewnie,  że trzeba odwalić całą pańszczyznę z graniem skal i arpeggio. Pewnie mi się to przyda, kiedy wkroczę w muzyczną dorosłość. Narazie będę sobie w rytm swingu ruszać stopą na kanapie. Aż wejdę w rolę. I popłynę, popłynę!  

Saturday 18 April 2015

Rozdział 1

Lubię banały i historie miłosne. Pod tym względem jestem tandetna jak odpustowy pierścionej za dwa pięćdziesiąt.

Ale co ja mogę poradzić, ten blog ma być opisem historii miłosnej, która mi się przytrafia, która dzieje się w moim życiu codziennie. Codziennie też nie mogę się nadziwić tym splotom wydarzeń, które przyniosły mnie w miejsce X i Y.
Gdyby nie mój chłopak, który kilka miesięcy temu, z okazji świąt postanowił sprezentować mi kontrabas, ta historia nigdy nie miałaby miejsca. Świat by się od tego nie zmienił. Ale mój świat nie miałby w sobie tej pełni, którą ma teraz.
Bo ja, proszę Państwa, kiedy dorosnę, chcę być kontrabasistą. Pewnie nie światowej klasy, bo za tymi światowej klasy jestem jakieś 20 lat do tyłu. Ale takim, który potrafi grać i poruszać, nie tylko struny instrumentu, ale też struny duszy. Od czasów wieży Babel, muzyka jest jedynym wspólnym językiem całej ludzkości. 


146 słów, tyle dziś zostawię jako wstęp. Dalej będzie pot i łzy, i odciski. Wątpliwości, szczyty i doliny możliwości.