Lubię banały i historie miłosne. Pod tym względem jestem
tandetna jak odpustowy pierścionej za dwa pięćdziesiąt.
Ale co ja mogę poradzić, ten blog ma być opisem historii
miłosnej, która mi się przytrafia, która dzieje się w moim życiu codziennie.
Codziennie też nie mogę się nadziwić tym splotom wydarzeń, które przyniosły mnie
w miejsce X i Y.
Gdyby nie mój chłopak, który kilka miesięcy temu, z okazji
świąt postanowił sprezentować mi kontrabas, ta historia nigdy nie miałaby
miejsca. Świat by się od tego nie zmienił. Ale mój świat nie miałby w sobie tej
pełni, którą ma teraz.
Bo ja, proszę Państwa, kiedy dorosnę, chcę być
kontrabasistą. Pewnie nie światowej klasy, bo za tymi światowej klasy jestem
jakieś 20 lat do tyłu. Ale takim, który potrafi grać i poruszać, nie tylko
struny instrumentu, ale też struny duszy. Od czasów wieży Babel, muzyka jest
jedynym wspólnym językiem całej ludzkości.
146 słów, tyle dziś zostawię jako wstęp. Dalej będzie pot i
łzy, i odciski. Wątpliwości, szczyty i doliny możliwości.
No comments:
Post a Comment