Mój nauczyciel Roger, w
ramach przygotowań do egzaminu ABRSMa, przyniósł na lekcje swojego laptopa,
sprawnie kliknął na ikonkę i powiedział: a teraz musisz zaśpiewać to co
usłyszysz. No chyba kpisz. Ja nie śpiewam, chyba że w zaciszu własnego
samochodu, przy zamkniętych oknach, chyba że akurat pralka automatyczna wchodzi
w fazę wirowania, chyba, że burza z piorunami i koniec świata. W normalnych
okolicznościach nigdy i nigdy przy świadkach. A poza tym, jak będę chciała
śpiewać, to się zapiszę do klasy śpiewu. Roger popatrzył na mnie jakbym
odmłodniała nagle, o lat co najmniej dwadzieścia, popatrzył na mnie jak na
siedmiolatkę z warkoczykami, co sobie ostrzegająco tupie nóżką. Popatrzył na mnie wzrokiem: no jak sobie
chcesz i pozwolił zagrać to co usłyszę. Wypadło to słabo.
Będę musiała się przełamać. Wziąć siebie sposobem, podstępem
lub, o to podoba mi się najbardziej: przekupstwem!
Dziś po odegraniu tego co powinno zostać odegrane, oddaje
się przyjemności grania swingu. Nieudolnie, bo zaczęłam jakieś 7 godzin temu z
książki Tony’ego Osbourne Junior Jazz Book 1, ale za to bardzo ekscytująco. Ksiażka Osborne’a jest absolunie najlepsza w mojej kolekcji. Jeszcze
nie całkiem mój poziom, ale za to jaka przyjemność kiedy coś się udaje.
Takie ma właśnie być moje granie, ma mnie nieprzytomnie kręcić.
Pewnie, że trzeba odwalić całą
pańszczyznę z graniem skal i arpeggio. Pewnie mi się to przyda, kiedy wkroczę w
muzyczną dorosłość. Narazie będę sobie w rytm swingu ruszać stopą na kanapie.
Aż wejdę w rolę. I popłynę, popłynę!
No comments:
Post a Comment