Jeszcze nigdy nikogo mi tak nie brakowało, jak dzisiaj
naszej wiolączelistki Sophie. Nie jestem kontrabasistą niezależnym, jak słyszę
co robi Sophie, to wiem też co ja robię, jest mi jak dyszel Małej Niedźwiedzicy
na północnym niebie.
Sophie jest świetnym muzykiem, a do tego jest prześliczna.
Czuję, że muszę to napisać aby być zupełnie szczerą w tej notce. Sophie jest
prześliczna, gdybym kiedyś przeszła na drugą stronę zakochiwałabym się w
kobietach, które wyglądają jak ona. A tak to tylko stwierdzam fakt. Do tego
jest świetnym muzykiem. A świetni muzycy po naszej stronie nas zawsze będą
ciągnąć w górę.
A że nie było Sophie, to kuliłam się na tym moim stołeczku
wysokim, ale nie mogłam nic ściemnić, bo same skrzypki tylko siedziały. Nie
było tłumu w który mogłabym się wtopić. Byłam taka pokraczna, jak chodzenie po
ulicy z kontrabasem na plecach, jak schodzenie ze schodów z kontrabasem, jak
przechodzenie przez drzwi z kontrabasem, jak prowadzenie samochodu z
kontrabasem zajmujacym 75% przestrzeni.
A nasz Rob tak jakoś niby mimochodem, ale ciągle, tym
paluszkiem skrzypka w moją stronę pokazywał. A ja chciałam dokonać pierwszego w
historii wziemiowstąpienia i pod ziemię się zapaść. Tylko ziemia, mnie,
nieudolnego kontrabasisty przyjąć nie chciała.
A później, chwilę później, kiedym smyczkiem chciała podciąć
sobie żyły, do repertuaru wszedł utwór z Dumy i uprzedzenia. A ja kocham Jane
Austen i film z 2005 widziałam milion razy. I mi serce zadrżało. Jakieś to
nieprzewidywalne jest życie nieudolnego kontrabasisty. Jak jemu,
(kontrabasiście) rzucają perły przed wieprze...
No comments:
Post a Comment