Zawsze brzmi to dla mnie głupio kiedy ktoś mówi: muzyka mnie
nakręca, żyję dzieki muzyce. I mówią to ludzie słuchający popu na 4. Gdzie
jakby obciąć sample to, to będzie wszystko jedno i to samo.
Sama żyję dzięki muzyce (jakkolwiek głupio to brzmi). Uwielbiam
odkrywać nieznane lądy, morza i wysepki, takie na które niemal nikt nie
dociera. Serbski jazz. A mi się chce żyć i serce mi rośnie.
Ciągle coś nowego dokupuję do mojej kolekcji. Mój samochód
jest zapchany w każdej szczelinie płytami, na siedzeniu i pod siedzeniem
pasażera leżą płyty. Płyty CD, nie jakieś tam pliki, w pamięci na nośniku.
Moja fascynacja efektami nie maleje a raczej rośnie.
Podpinam się i gram. Dziś byłam szczęśliwsza niż zazwyczaj. I moje free granie,
było lepsze niż zazwyczaj, było tak dobre, że jeszcze stojąc w kuchni nadal podśpiewywałam
linię basową. Zrobiłam coś co mnie samej okrutnie się podobało. Urosły mi
skrzydła u ramion. Powiedziałam do mojego chłopaka: wiesz, gdyby to było do
dostania na ebayu, to po tym jednym utworze kupiłabym sama swoją płytę. I tak
mi jakoś przykro, że żadnej płyty nie ma. Jest 3 minuty 50 sekund nagrane w
telefonie. Nie mogę sobie kupić i odsłuchać. Chociaż tak strasznie mi się
podobało.
PS. Zwykle nie jestem zadowolona z siebie, ze swoich
umiejętności. Zwykle jestem depresyjnych rewirach poniżej poziomu morza. Ale
dziś jestem zadowolona. Więc niech będzie: 20 kwietnia około 21 byłam z siebie
i swojego grania okropnie dumna. I miałam jednego jedynego słuchacza (samą siebie),
który klaskał, wiwatował i prosił o autografy.
Styka.