Monday 8 June 2015

Rozdział 11

Cieżko mi zasiąść do tego bloga.

 W ubiegłym tygodniu pożegnałam mojego Dziadka, który przez moje całe dzieciństwo przygrywał skoczne piosenki na harmonijce ustnej, ulegając prośbom swoich najmłodszych wnucząt, żeby zagrał jeszcze. Jego taboret w kuchni, będzie zawsze już stał pusty, ale przecież nie... Jego niesamowite poczucie humoru przecież nie zniknie tak zupełnie, przekazane zostało w genach Jego dzieciom, wnukom i prawnukom. Lubię myśleć, że człowiek nie znika tak zupełnie jak znikają jego skóra, organy i kości. Przecież jest. Zabiera nas rano na wycieczkę rowerową nad wodospad, który jest taki ogromny w tych naszych kilkuletnich oczach. A w drodzę powrotnej znajduję największego na świecie prawdziwka. Ja, najmłodsza wnuczka, proszę państwa. A przy Wigilii, a może po koniaczku, opowie znowu jak go zesłano na roboty w Austrii, a tam córka gospodarza przynosiła mu gruszki i orzechy w fartuszku. Człowiek to nie tylko kości. To cała historia która po nim pozostaje, wszystko czego nas nauczył, nawet jeśli nie cytował przy tym Aleksandra Wielkiego w oryginale. Był tak dobrym, mądrym i szalenie dowcipnym człowiekiem.


Wierzę, że teraz wygrzewa się w słońcu po swojej długiej, dobrej a czasami trudnej podróży. Już go nic nie łamie w kościach, nie oddycha mu się z trudem. Już tak sobie zostanie pod starą jabłonią, oblepioną małymi papierówkami. W dali będzie, jak co lato stukał dzięcioł i będą brzęczały pszczoły buszujące w kwiatach truskawek. Tak właśnie, i nie inaczej. 

No comments:

Post a Comment