Cieżko mi zasiąść do tego bloga.
W ubiegłym tygodniu
pożegnałam mojego Dziadka, który przez moje całe dzieciństwo przygrywał skoczne
piosenki na harmonijce ustnej, ulegając prośbom swoich najmłodszych wnucząt,
żeby zagrał jeszcze. Jego taboret w kuchni, będzie zawsze już stał pusty, ale
przecież nie... Jego niesamowite poczucie humoru przecież nie zniknie tak
zupełnie, przekazane zostało w genach Jego dzieciom, wnukom i prawnukom. Lubię
myśleć, że człowiek nie znika tak zupełnie jak znikają jego skóra, organy i
kości. Przecież jest. Zabiera nas rano na wycieczkę rowerową nad wodospad,
który jest taki ogromny w tych naszych kilkuletnich oczach. A w drodzę
powrotnej znajduję największego na świecie prawdziwka. Ja, najmłodsza wnuczka,
proszę państwa. A przy Wigilii, a może po koniaczku, opowie znowu jak go
zesłano na roboty w Austrii, a tam córka gospodarza przynosiła mu gruszki i
orzechy w fartuszku. Człowiek to nie tylko kości. To cała historia która po nim
pozostaje, wszystko czego nas nauczył, nawet jeśli nie cytował przy tym
Aleksandra Wielkiego w oryginale. Był tak dobrym, mądrym i szalenie dowcipnym
człowiekiem.
Wierzę, że teraz wygrzewa się w słońcu po swojej długiej, dobrej
a czasami trudnej podróży. Już go nic nie łamie w kościach, nie oddycha mu się z
trudem. Już tak sobie zostanie pod starą jabłonią, oblepioną małymi
papierówkami. W dali będzie, jak co lato stukał dzięcioł i będą brzęczały
pszczoły buszujące w kwiatach truskawek. Tak właśnie, i nie inaczej.
No comments:
Post a Comment