Sunday 19 July 2015

Rozdział 16.

Nie wiem co kręci ani co podnieca innych ludzi. Ale dla mnie to muzyka. To jazz na żywo. Koncert Avishai Cohena, był Wydarzeniem. Zagrany z nowojorską dywizją, ale jak dla mnie mogłoby być to tylko Trio, złożone z Avishai na kontrabasie, Nitai Hershovitsa na fortepianie i Daniela Dora na perkusji. Pozostali trzej muzycy, którym nie można odmówić talentu, byli jednak tylko w momentach dla nich przewidzianych, z nutami przed nosem, nie brali udział w tym szaleństwie i zbiorowej ekscytacji, której ulegało Trio i cała widownia.

Kiedy nie wiedziałam nic o muzyce myślałam, że jazz to czysta magia, to porozumienie dusz między muzykami, bo jakże by inaczej, z tej zupełnej dźwiękowej rozpierduchy, po solo na fortepianie i po zupełnie od czapy solo na perkusji, oni nagle wracją do głównego tematu utworu. Przecież to musi być magia. A teraz widzę smaczki, prawdziwy talent i wielką muzyczną klasę. Tam się liczy hi-hat, tam jest dokladnie wystukany rytm 13/8. To wszystko wygląda jakby do nikąd nie zmierzalo, ale to wszystko siedzi na rytmie, jest wykalkulowane i wyliczone. To ogromna uwaga z jaką muzycy siebie słuchają i rozumieją kierunek w którym razem płyną, choć przysięgam huragan szaleje i masz ochotę obgryzać paznokcie, wejdą do portu czy nie. Czy się wszyscy w drobny mak roztrzaskamy na skałach. 
Avishai niezaprzeczalnie jest jednym z moich Bogów Kontrabasu, ale czerpie on pełnymi garściami z bycia otoczonym świetnymi młodymi muzykami. Szczególnie Daniel Dor skradł moje serce. Królestwo za tak genialnego pałkarza.


A ja zostałam oficjalnie w 1/8 kontrabasistą, w sobotę przyszedł dyplom i papiery. Apetyt przez to mi wzrósł, odebrałam z poczty nowe książki i wysiaduję granie nowych gam na stołeczku. W listopadzie podchodzę do drugiej części. Roger twierdzi, że do piątego poziomu nie powinnam napotkać, żadnych trudności. Później będę musiała zdać egzamin teoretyczny. I że zdam. Nie ukrywam, przybyło mi nieco pewności siebie. I dobrze, przyda mi się. 

No comments:

Post a Comment