Nie wiem co kręci ani co podnieca innych ludzi. Ale dla mnie
to muzyka. To jazz na żywo. Koncert Avishai Cohena, był Wydarzeniem. Zagrany z
nowojorską dywizją, ale jak dla mnie mogłoby być to tylko Trio, złożone z
Avishai na kontrabasie, Nitai Hershovitsa na fortepianie i Daniela Dora na
perkusji. Pozostali trzej muzycy, którym nie można odmówić talentu, byli jednak
tylko w momentach dla nich przewidzianych, z nutami przed nosem, nie brali udział
w tym szaleństwie i zbiorowej ekscytacji, której ulegało Trio i cała widownia.
Kiedy nie wiedziałam nic o muzyce myślałam, że jazz to
czysta magia, to porozumienie dusz między muzykami, bo jakże by inaczej, z tej
zupełnej dźwiękowej rozpierduchy, po solo na fortepianie i po zupełnie od czapy
solo na perkusji, oni nagle wracją do głównego tematu utworu. Przecież to musi
być magia. A teraz widzę smaczki, prawdziwy talent i wielką muzyczną klasę. Tam
się liczy hi-hat, tam jest dokladnie wystukany rytm 13/8. To wszystko wygląda
jakby do nikąd nie zmierzalo, ale to wszystko siedzi na rytmie, jest wykalkulowane
i wyliczone. To ogromna uwaga z jaką muzycy siebie słuchają i rozumieją
kierunek w którym razem płyną, choć przysięgam huragan szaleje i masz ochotę
obgryzać paznokcie, wejdą do portu czy nie. Czy się wszyscy w drobny mak
roztrzaskamy na skałach.
Avishai niezaprzeczalnie jest jednym z moich Bogów
Kontrabasu, ale czerpie on pełnymi garściami z bycia otoczonym świetnymi
młodymi muzykami. Szczególnie Daniel Dor skradł moje serce. Królestwo za tak
genialnego pałkarza.
A ja zostałam oficjalnie w 1/8 kontrabasistą, w sobotę
przyszedł dyplom i papiery. Apetyt przez to mi wzrósł, odebrałam z poczty nowe
książki i wysiaduję granie nowych gam na stołeczku. W listopadzie podchodzę do
drugiej części. Roger twierdzi, że do piątego poziomu nie powinnam napotkać,
żadnych trudności. Później będę musiała zdać egzamin teoretyczny. I że zdam. Nie
ukrywam, przybyło mi nieco pewności siebie. I dobrze, przyda mi się.
No comments:
Post a Comment