To w końcu jak ćwiczyć?
Otworzyłam pewnego dnia książkę Kontrabas Jazzowy, Jacka
Niedziela-Meira i przeczytałam o ćwiczeniu przez 6 i pół godziny dziennie. Czuję
się przez to jeszcze bardziej opóźniona, bo nie dysponuję takimi zasobami
czasu. Czy ktoś w ogóle dysponuje?
Kiedy już przykleję się do kontrabasu i mam doby dzień, to
ciężko mnie odkleić. Ale jest to maksymalnie 1,5 godziny, bo życie i obowiązki
mnie wzywają, bo brudne ubrania spacerują same po pokoju, bo talerze gniją w
zmywarce, bo pieniądze co miesiąc same mi nie wskakują na konto.
Miewam wyrzuty sumienia, cholerne. Jakbym była na diecie i
właśnie pożarła całą tabliczkę czekolady. Mam wyrzuty sumienia, że nie zaczynam
ćwiczeń od strojenia instrumentu (bo szkoda mi czasu, o zgrozo!) i nie robię
wielu, wielu innych rzeczy, które powinnam, ale szkoda mi czasu (gdybyście mnie
poznali, to byście wiedzieli, że mi zawsze szkoda czasu i zawsze się śpieszę).
W tygodniu wiecznie noc mnie goni i jeśli mam wybierać pomiędzy graniem czegoś
co mi się niesamowicie podoba, a czegoś co jest po prostu nudne, to pewnie, że
wybiorę to pierwsze. Taka natura.
Pointa jest taka, że nie wiem jak ćwiczyć. Jak wcisnąć w ramy
czasu wszystko to co robię z przyjemnością i wszystko to, co powinnam.
Na koniec moja, całkiem spora, miłość muzyczna. The Tiger
Lillies. Bardzo możliwe, że w ubiegłym roku, na ich koncercie w Oxfordzie
zdecydowałam, że kontrabas będzie moim instrumentem. A linia basu do Beat
Me była pierwszą, której się nauczyłam.
No comments:
Post a Comment